Tytuł: "Biuro M"
Autor: Magdalena Witkiewicz / Alek Rogoziński
Wydawnictwo: Filia
Liczba Stron: 360
Data Premiery: 23. 05. 2018
Życie Barbary Bakuszyckiej niedawno po razy trzeci legło w gruzach. Kobieta mała bowiem aż tylu narzeczonych, każdy z nich był posiadaczem imienia Michał. Jednak z żadnym nie było dane Barbarze stanąć na ślubnym kobiercu.
Gdy pewnego dnia zjawia się w Miasteczku wraz z kotem Puszysławem jest przekonana, że prawdziwa miłość nie istnieje.
O Jacku Grocie można powiedzieć przede wszystkim to, że jest pechowcem jak mało, który człowiek na tej planecie. Wszystkie próby podjęcia przez niego jakiejkolwiek pracy kończyły się zawsze tak samo: Jedną wielką katastrofą.
Przewrotny los sprawił, że ich drogi spotykają się podczas pracy w „Minerwie,” która jak się później okazuję jest biurem matrymonialnym. Jeśli dodać do tego, że pod tym samym adresem mieści się także sklep zielarski, a także salon wróżb – wróżka Nasiha. Połączenie to musi być niemal wybuchowe. Czy tej dwójce uda się sprawić, że ludzie żyjący dotąd samotnie znajdą miłość u boku drugiego człowieka. A może to właśnie w ich serca trafi strzała amora?
O tym, że Magdalenę Witkiewicz i Alka Rogozińskiego łączy naprawdę niezwykła przyjaźń wie chyba każdy kto chociaż raz miał styczność z ich twórczością lub nimi samymi. Czytelnicy od dawna prosili więc sympatyczny duet o wspólną książkę. Tym sposobem w listopadzie zeszłego roku ukazała się ich pierwsza wspólna powieść „Pudełko z marzeniami”, która bardzo szybko zajęła pierwsze miejsce na liście bestsellerów. Ku wielkiemu zaskoczeniu fanów wczesną wiosną okazało się, że już niebawem na rynku pojawi się kolejna historia stworzona przez Magdę i Alka pod tajemniczym tytułem „Biuro M”.
Przyznam szczerze, że nie czekałam jakoś specjalnie na tę premierę, kiedy jednak nadarzyła się okazja sięgnęłam po nią bez chwili wahania. Tylko czy było warto? Niestety muszę przyznać, że czytając „Biuro M” z każdą kolejną przekręcaną przeze mnie stroną nie mogłam ukryć coraz to większego rozczarowania. Po pierwsze słaba korekta, brakujące lub poprzestawiane litery w wyrazach zaczynają rozpraszać. Wiem, że autorzy nie mieli na to bezpośredniego wpływu ale wydawca już tak.
Dobra książka, która jest napisana przez więcej niż jednego autora to taka, gdzie czytelnik łapie się na tym iż myśli, że jest to jedna osoba. Spójność i płynność są naprawdę bardzo ważne. W tym przypadku bywało z tym różnie. Momentami miałam takie nieodparte ważenie, że „Biuro M” było bardziej jednego z autorów. Chwilami podczas czytania kusiło mnie żeby wziąć ołówek do ręki i zacząć podpisywać fragmenty imionami autorów. Na okładce widnieje zapowiedź: „Najzabawniejsza komedia romantyczna „ tylko czy aby na pewno? Według mnie poczucie humoru jest jedną ze składowych dobrej powieści. Powinno ono jednak być subtelne i wysublimowane, ponieważ bardzo łatwo przekroczyć granice dobrego smaku, co miało kilka razy miejsce w tym przypadku. Ja oczywiście wiem, że pewne sytuacje przedstawione mają na celu ukazanie groteskowość zjawisk, które występują w społeczeństwie, ale co za dużo to nie zdrowo. Coś co na początku owszem śmieszyło później już tylko coraz bardziej irytowało. Na koniec dodam jeszcze, że jest tyle pięknych imion męskich, że naprawdę w drugiej książce z rzędu nie musi występować bohater o imieniu Michał. Nie mówiąc już o wątku „kryminalny” komuś chyba wyczerpały się pomysły.
Żeby nie było, że tylko narzekam to teraz czas na pozytywy. Zaskoczyło mnie jak w niebanalny sposób został poprowadzony wątek miłosny. Cieszy mnie niezmiernie, że na kartach powieści pojawiła się znów pani Wiesia muszę przyznać, że lubię tę bohaterkę.
Podsumowując „ Biuro M” to książka, którą można przeczytać w jeden wieczór pamiętając o tym, że daleko jej do poziomu, do którego przyzwyczaili czytelników autorzy w swoich wcześniejszych powieściach. Ja nadal będę sięgać po tytuły opatrzone nazwiskiem Witkiewicz, Rogoziński tyle, że solo.
Przeczytałam "Pudełko z marzeniami" i nie urzekło mnie. Fani pana Rogozińskiego obiecywali, że będzie bardzo zabawnie, a w książce były może ze cztery sceny podczas, których uśmiechnęłam się. Fani pani Witkiewicz mówili, że będzie sporo obyczajówki z głębszym przemyśleniem, ale przyznam szczerze, ta książka była tak słodka, że aż mdła i przykryło to w moich oczach jakikolwiek głębszy przekaz. Dlatego "biuro M" jeśli wpadnie mi w ręce to przeczytam, ale sama jakoś chodzić za nim nie będę. Teraz chcę przeczytać jakąś książkę Pana Rogozińskiego, tak jak napisałaś solo. :) "Czereśnie zawsze muszą być dwie" Magdaleny Witkiewicz pozytywnie mnie zaskoczyły, więc uwierzyłam, że może po prostu nie pasuje mi ten duet razem.
OdpowiedzUsuńLubię książki obojga, jednak wydaję mi się, że te wspólne były napisane na siłę.
UsuńPs. Już myślałam, że to ze mną coś jest nie tak ponieważ, większości się podoba, mnie niekoniecznie.
Zapraszam do pozostania ze mną na dłużej ;)
Ja uwielbiam "Czereśnie..." Magdy Witkiewicz. Może skuszę się też na tę pozycję...
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://w-swiecie-kultury.blogspot.com/
Ja także uwielbiam "Czereśnie", a teraz niecierpliwie oczekuję na wznowienie całej serii o Milaczku :)
UsuńZapraszam do aby zostać u mnie na dłużej